Wybrałam się na wycieczkę do wspomnianego miasta znajdującego się we wschodniej części Polski. Po drodze zimno, ciemno, ślisko i w ogóle nieprzyjemnie. Przyznaję zaczęłam się już zastanawiać, czy nie przespać całego wyjazdu pod ciepłą kołdrą i w ten sposób sprzeciwić się ciągle trwającej aurze zimy, która w tym roku stwierdziła, że zostanie z nami na dłużej. Przyznaję, że Kazimierz był jednym z punktów wycieczki. Nigdy nie byłam, nie miałam wyrobionego zdania, oprócz tego wykreowanego z opowieści znajomych, którzy wypowiadali się raczej pozytywnie. Pozostawiając samochód na parkingu przeszłam parę uliczek, które już na wstępie zachwyciły mnie swoim wyglądem i znalazłam się na rynku. Piękny! Bajkowy! Zadbany! Naprawdę mi się spodobał. Właściwie nie o tym miałam pisać. Poszłam dalej. Okrążając kościół Jana Chrzciciela wspięłam się na wzniesienie prowadzące w kierunku zamku żwawym krokiem. Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się piękny widok, który… mnie uspokoił. Właśnie tak. Poczułam dziwny spokój patrząc na dachy zabudowy centrum miasta i płynącą leniwie Wisłę. Właśnie w tym miejscu poczułam, że rzeczywiście zbliża się wiosna. Ptaki zaczęły coś nieśmiało nucić, a do nosa wpadło ciepłe powietrze zwiastujące zbliżającą się zmianę. W tym właśnie momencie pomyślałam o zrobieniu czegoś ze sobą. Świat budzi się do życia, ja również muszę! Nastąpił u mnie czas wielkich postanowień, a właściwie lekkiego wzmożenia ich realizacji, bo kilka miesięcy temu takie sobie założyłam. Aura temu sprzyja, dlatego trzeba wykorzystać warunki i brać się za siebie jeszcze bardziej niż na początku roku! Dużo przyjemniej jest przecież biegać na świeżym powietrzu, wśród zieleniących się drzew, rozkwitających kwiatów i mocniej odczuwalnego słońca. Mózg też intensywniej pracuje, organizm jest bardziej wydolny. Stojąc na wzniesieniu w pięknym Kazimierzu Dolnym, który polecam gorąco, zobaczyłam uchyloną furtkę do wiosny. Bardzo przyjemnie jest doświadczyć czegoś takiego. To niesamowicie motywujące uczucie, które przyszło zupełnie nieoczekiwanie. Do Kazimierza Dolnego muszę wrócić jeszcze w lecie!
Ty też zastanów się nad tym, jak realizujesz swoje cele postawione na początku roku. Jeżeli ich nie masz, może warto je sobie postawić hmm? Myślę, że teraz jest na to właściwa pora! Powodzenia!
Ciasteczka migdałowo-imbirowe
Składniki na polewę czekoladową:
- 3 łyżki kakao
- 4 łyżki syropu z agawy, syropu klonowego lub miodu
- 4 łyżki oleju kokosowego
- szczypta soli
- ½ łyżeczki prawdziwej wanilii
- 1 łyżeczka cynamonu
- 20 sztuk daktyli
- 5 pełnych łyżek mąki migdałowej (lub zmielonych migdałów)
- 5 łyżek wiórków kokosowych
- szczypta soli
- 1 łyżeczka sproszkowanego imbiru
- 1 mała łyżeczka cynamonu
- 1 pełna łyżka oleju kokosowego
Rozpuszczamy olej kokosowy, dodajemy kakao, słód, sól, wanilię i cynamon i wszystko dobrze mieszamy. Używamy do polania ciasteczek a pozostałą część wkładamy do małego pojemniczka i trzymamy w lodówce. Gdy chcemy ponownie użyć polewę, ogrzewamy ja w naczyniu z gorącą wodą.
Przygotowanie ciasteczek:
Olej kokosowy rozpuszczamy. Jeżeli mamy daktyle suszone to zalewamy je na 10 minut gorącą wodą a następnie odcedzamy wodę.
Daktyle, wiórki kokosowe, mąkę migdałową, sól, imbir i cynamon dokładnie miksujemy.
Dodajemy roztopiony olej i ponownie miksujemy.
Formujemy ciasteczka (według uznania) i wkładamy na około 20 minut do lodówki.
Polewamy polewą czekoladową.
Smacznego!
Autor: Mama
Mniam, smakowicie te ciasteczka wyglądają :)
OdpowiedzUsuńNa mnie najmniejszy promień słonka działa niesamowicie motywująco; od razu mi się chce... Wszystkiego! I na wszystko mam energię.
Od wczoraj znów się zrobiło szaro, zimni i wietrznie, więc siedzę na kanapie i gorącą herbatkę zagryzam babką... ;)
A w Kazimierzu nigdy nie byłam, ale kiedyś się wybiorę, bo wiele razy już słyszałam, jaki jest piękny :)